RADIO MUZYKA FAKTY PODRÓ¯E

Lisbon Story... Lisbona, miasto pasji i mi�o�ci.


By�am zm�czona, wycie�czona, chuda i blada. Ca�y rok mia�am okropny. Potrzebowa�am ucieczki do miejsca pe�nego d�wi�k�w, ciep�a, ta�ca, �ycia, ale zupe�nie odmiennego od wszystkiego naoko�o.

Zazwyczaj w moich samotnych podr�ach szukam ciszy, odosobnienia i przyg�d pe�nych dziko�ci.Tym razem szuka�am miasta �yj�cego muzyk�, pachn�cego ci�kim zapachem zmys�owo�ci, rytmicznego ale pe�nego wdzi�ku. Kiedy� widzia�am film „Lisbon Story”. Zakocha�am si� w tym klimacie. Wyl�dowa�am wi�c w Lisbonie.

Nie pomyli�am si�. Na lotnisku co prawda pani mnie gor�co wy�mia�a, kiedy powiedzia�am, �e przyjecha�am w ciemno, jest 19.00 a ja nie wiem dok�d i��, bo jest �rodek sierpnia, miasto kipi lud�mi i nie ma gdzie spa�. Ale wreszcie wykona�a jaki� telefon, napisa�a mi adres przy Restauradores, czyli placu w centrum starego miasta i pojecha�am.
Ulica �wi�tego Antoniego. Mieszkaj�c w pensao przy tej uliczce przysz�o mi prze�y� jedne z pi�kniejszych dni �ycia.

Nie wiedzia�am, jakie mam plany, czy d�ugo tu zostan�, czy id�c skr�c� czy nagle usi�d� na brukowanej uliczce. I tak w�a�nie by�o najlepiej. Sz�am za d�wi�kami muzyki, za zapachem olejk�w, za dymem z fajki. Ju� drugiego dnia w s�ynnej linii tramwajowej 28, kt�ra prowadzi przez najpi�kniejsze, najbardziej kr�te i w�skie uliczki Lisbony, pozna�am mojego p�niejszego towarzysza podr�y, Andreasa, ch�opaka z gitar�. Pozna� Norwega w Portugalii, to trzeba mie� pecha albo szcz�cie. To by�o szcz�cie. Oboje podr�owali�my samotnie, kochamy wolno��, �wi�ty spok�j i odkrywanie �wiata i bez s��w wiedzieli�my, �e je�li kt�re� z nas b�dzie nagle chcia�o znowu by� samo, po prostu u�miechnie si� i skr�ci w swoj� stron�.

Lisbona to miasto mi�o�ci i pasji. Sk�d mi si� wzi�o to okre�lenie? Tak naprawd� nie jestem pewna, ale ��czy si� z nazw� Lisboa nieod��cznie. Mo�e by� taki napis na �cianie, a mo�e kto� to powiedzia�.
Lisboa - love and passion.

Od rana ca�e miasto �yje. Ju� po trzeciej zaczynaj� grac pierwsze d�wi�ki. Sprzedawcy owoc�w rozk�adaj� stragany. Oczywi�cie �piewaj� przy tym. Albo gwi�d��. Potem szcz�kaj� �elazne kraty sklep�w.
�mieciarki je�d�� powoli i potwornie ha�asuj�, ale te� jako� tak do rytmu. Potem kelnerzy uwijaj� si� wynosz�c stoliki na brukowane uliczki. Krzes�a. Serwety. Potem pojawiaj� si� pokrzykuj�cy handlarze wszelkiego rodzaju bzdurek, okular�w, torebek, ��wik�w, chwilowych tatua�y... Dziesi�tki restauracji i kafejek kusi zapachami i s�owami pracownik�w do zatrzymania si� w�a�nie tutaj. �niadanie, kawa, ma�a, mocna i s�odka. Ciastko. Potem lunch, na kt�ry Portugalczycy jedz� naprawd� du�o. Ryby, �limaki w muszelkach, zupy, owoce morza.
Upa� niemi�osierny. Patrz� na du�y termometr na placu, 39 stopni. Codziennie rano otwieram markizy z nadziej�, �e b�dzie zachmurzenie. Sk�d. Niebo bezlito�nie b��kitne.

Na ulicach muzycy, �piewacy, no i oczywi�cie natr�tni akordeoni�ci graj�cy w k�ko mix przeboj�w w stylu Besame Mucho.
Ale i pere�ki, tak jak cudowna uliczna pie�niarka, Dona Rosa. Nigdy nie zapomn� tego wra�enia. Zwabi�o mnie t�skne, smutne, �kaj�ce �piewanie a’capella. Podesz�am bli�ej. Okaza�o si�, �e kobieta siedz�ca na ma�ym sto�eczku pod �cian� kamienicy akompaniuje sobie na... tr�jk�cie. Jej g�os by� jak wszystkie t�sknoty �wiata, jak niespe�niona mi�o��, jak �al po czym�, czego nie by�o, albo nigdy nie b�dzie. Zrozumia�am w tym momencie co to jest to s�ynne portugalskie saudade. To s�owo nie do przet�umaczenia na polski, kt�re pojawia si� w smutnych piosenkach fado i w bossanowach. Graj�ca w duszach portugalskich t�sknota i zamy�lenie. Piosenka ulicznej �piewaczki mia�a niesko�czon� liczb� zwrotek. I dobrze, bo i tak ju� siedzia�am na kamiennej ulicy i nie mia�am najmniejszego zamiaru si� ruszy�. Kiedy przerwa�a, si�gn�a do torby. Dopiero wtedy zauwa�y�am, �e jest niewidoma. I �e ma w skromnej torbie swoje p�yty. Oczywi�cie kupi�am. Porozmawia� z ni� mog�am tylko dzi�ki Andreasowi, kt�ry m�wi pi�knie po portugalsku. Donna Rosa jest s�ynn� osob�, wyda�a wiele p�yt, ale nie potrafi przesta� �piewa� na ulicy, jak zawsze, jak dawno temu, kiedy jeszcze nikt jej nie zauwa�a�. Jest niewidoma od dziecka, �piewa te� na ulicy od najm�odszych lat. Piosenki o Lisbonie, t�umie, ulicach, wojnach, wietrze od oceanu, t�sknocie za tym, co odp�yn��...Ta p�yta jest magiczna. Zamienia polskie jesienne wieczory w gor�ce noce w Lisbonie.

Je�li jedziecie do Lisbony, poszukajcie Dony Rosy na uliczkach w okolicach placu Comercio.

A wieczorami ludzie zaczynaj� od�ywa�. Otrz�saj� si� z upa�u i id� na kolacj�, tak ko�o 21, 22ej. A potem, po p�nocy uliczki Bairro Alto, czyli G�rnego Miasta, wype�niaj� si� setkami kolorowych postaci. Wszelkie narodowo�ci ci�gn� na nocne hulanki. Bary meksyka�skie, hiszpa�skie, kuba�skie, samba, salsa, ta�ce afryka�skie... To w Lisbonie w�a�nie ta�czy si� na ulicy i na stole. Szczeg�lnie w pewnym kuba�skim barze. A Kuba�czycy ta�cz� po prostu fantastycznie. Oczywi�cie teatry, kina i wystawy, galerie i inne kulturalne rozrywki te� s� warte po�wi�cenia czasu. Ale przede wszystkim jednak taniec, granie i �piewanie.

Andreas, m�j towarzysz, w ka�dym miejscu i o ka�dej porze m�g� mie� atak i nagle siada� i gra� bossanowy, samby albo bluesy. Bez wzgl�du na to, czy to by� trawnik, poci�g czy sklep. I zawsze po kilku chwilach wok� gromadzi�a si� grupka ludzi, niekt�rzy �piewali z nami, inni ta�czyli. M�odzi wyjmowali to i owo i palili poprawiaj�c sobie wra�liwo�� na bod�ce. A co si� pije? Sangri� i porto. Sangria pe�na owoc�w wchodzi �wietnie. Porto jest ci�kie i s�odkie. I szybko mr�wki chodz� po plecach. Ale pewnie tylko ma�ym kobietom.
A potem, ko�o trzeciej, czwartej, wraca si� mokrymi ulicami. Mokrymi, bo o tej porze wszyscy p�ucz� chodniki i ulice w�a�nie. Ca�a stara Lisbona jest wybrukowana, wi�c trzeba i mo�na j� my�. �eby si� nie kurzy�o.
I spotyka si� wtedy te nocno- poranne �mieciarki, handlarze owoc�w rozk�adaj� stragany i wszystko zaczyna si� od nowa...

Kiedy si� chodzi uliczkami G�rnego Miasta albo drugiej starej cz�ci Lisbony, ko�o zamku, �atwo pozna� wielu nowych znajomych. W ten spos�b zaprzyja�nili�my si� z perkusist� Lino i nawiedzonym Mateusem, kt�ry wygl�da� i zachowywa� si� jak Jezus.
Mateus zaprosi� nas do miasta s�siaduj�cego z Lisbon�, do pi�knej Sintry. Je�li kto� lubi pi�kno w najczystszej postaci, cudowne ogrody i pa�acyki, pawie i jakie� inne egzotyczne ptactwo, palmy i kilometry wilgotnej, �yznej zieleni, to Sintra - koniecznie. I taka ma�a herbaciarnia w �rodku miasteczka.

Mieli�my pochodzi� po g�rach a wieczorem przespa� si� u przyjaci� Mateusa.
Ale okaza�o si�, �e ich nie ma. Mateus-Jezus, wiecznie spokojny i pe�en mi�o�ci do �wiata, oznajmi�, ze przecie� mo�emy spa� w g�rach. No, jasne. Ale ja nie mam �piwora ani nic. Nie szkodzi, m�wi, oddam Ci sw�j. Tak zrobili�my. Znale�li�my p�k� skaln� z widokiem na gwiazdy oraz �wiate�ka Lisbony na horyzoncie. Schowali�my plecaki w krzakach i poszli�my szuka� drewna na ognisko. �ywej duszy przez ca�y dzie� w tych dzikich miejscach nie spotkali�my. Przyszli�my, ch�opcy mieli przynie�� nasze plecaki, ale wracaj� jacy� skruszeni. Gosha, m�wi�, nie ma twojego plecaka. Bardzo �mieszne, mrucz� rozpalaj�c ognisko. Naprawd�. Nie ma. Zrozumia�am, �e nie �artuj�. I wiecie co?

Stan�am sobie nad t� przepa�ci� , wci�gn�am powietrze i poczu�am si�...cudownie. Wolna. Bez paszportu. Bez pieni�dzy. Bez ubra�. Bez k�opot�w. Bez przesz�o�ci. Cudownie.

Patrzyli na mnie jak na zjaw�. A w ko�cu zacz�li�my si� �mia�.
A� tu nagle... Andreas wyci�ga ze swojego plecaka m�j but. I sukienk�! I portfel. I ca��, ca�� reszt�. I w drugim plecaku te�, poupychane, nawet najdrobniejsze rzeczy, jak d�ugopis czy stary notesik. Wszystko by�o. Kto� wida� potrzebowa� tylko �adnego plecaka. Lubi� to w tej historii, �e nigdy si� nie dowiem kto i po co to tak kulturalnie zrobi�, nie rozrzucaj�c niczego wok�. Nawet polubi�am t� osob�.
Mateus by� rozczulaj�cy. Kocha drzewa i wszystkie istoty. Pytam, co b�dziemy je��. On na to, �e kwiaty si� nie martwi� o jutro i �yj�, pi�kne i s�oneczne. �eby�my zaufali. On m�g� zaufa�, bo tego wieczoru akurat Anio� Str� zes�a� mu mnie. Przezornie kupi�am jeszcze w miasteczku kanapki z kurczakiem. Zjedli ze smakiem. Widzisz? Spyta� Mateus z u�miechem. Mia� racj�.
Spa�am na kupce li�ci i w �piworze. Mateus na go�ej skale z kamieniem(!) pod g�ow�. Andreas na plecaku. Ja si� wyspa�am.

Po powrocie do Lisbony kupi�am nowy plecak. Mam go i lubi�. Pom�g� mi go wybra� Lino. Dzi�ki niemu i jego znajomym pozna�am z kolei �ycie muzyk�w Lisbony. Ekscentryczne kluby, zespo�y hip hopowe z tym cudownym mi�kkim j�zykiem, ale gro�nym wygl�dem.
I oczywi�cie miejscowe jad�odajnie, nie te turystycznie wypucowane, ale te �mierdz�ce sma�onym rybskiem albo zadymione grilem z sardynkami. Pychota. Szukajcie ich, g��wnie w G�rnym Mie�cie, w ma�ych, pozornie nieciekawych uliczkach, za szarymi drzwiami, czasem przed drzwiami stoi n�dzny zestaw do grila tak po prostu, na ulicy. W �rodku kilka stolik�w pokrytych cerat�, zestawionych razem. I to tam jedz� miejscowi. Najlepsze owoce morza, kawa, desery... Krem z mango. Ekstaza.

Aha. Je�li ju� si� jest w Lisbonie nie nale�y omija� s�ynnego Expo. Ja d�ugo si� opiera�am, bo wola�am stare ni� nowoczesne oblicze stolicy Portugalii. Ale wreszcie mnie tam zaci�gn�li. Jest co ogl�da�. Ale przede wszystkim - oceanarium. Co� przepi�knego. Trzy godziny co najmniej warto sobie przeznaczy�. Bo jak te rekiny zaczn� p�ywa� przed nosem, p�aszczki si� p�aszczy�, s�oneczna ryba i cementowe potwory si� gania�, to nie mo�na oczu oderwa�. Tym bardziej, �e po kilku pi�trach cz�owiek gania �eby to wszystko podziwia�.
A most Vasco da Gama... Poezja. Drugiego ko�ca nie wida�, p�dzi si� ponad zatok� i ca�y �wiat wydaje si� ma�y. I wida� posta� Jezusa, mniejszy odpowiednik tej, kt�ra stoi w Rio.

Wraca�am do Lisbony trzy razy. Mam swoje ulubione kafejki internetowe, kelner�w, �awki, uliczki. Warto pomyszkowa� g��biej, nie zatrzymywa� si� na tym, co wystawione na wierzchu dla leniwych turyst�w, zgubi� si� w niej, zapomnie� o czasie.
Lisbona - love and passion.

Wyspa kwiat�w, g�r, mgie� i jaszczurek. Madera.
+ poprzednie

Radio Muzyka Fakty Podr�e Codziennik Felietony Listy Galeria
Copyright © 2004 - 2019 Gosia Ko�cielniak & INTERIA.PL S.A. Wszystkie prawa zastrze�one.