![]() |
![]() |
Drewniana rakietaPatrz� sobie na ta�cz�ce pary w jednym z warszawskich klub�w. �Ta�cz�. Trzy. Pan rwie pani� jak dziadek rzepk�, biedna r�ka dziewczyny prze�ywa ostatnie chwile. Druga para ta�czy przytula�ca, on wisi na niej jak ranny �o�nierz, twarz schowa� w ko�nierzu jej w�os�w. Niewa�ne, �e muzyka w miar� �wawa i inni podryguj�. Jest szansa si� zbli�y� to i jest zbli�enie. Trzecia dw�jka ma w�asny film. Facet typu ,,ja tu ducha wyzion�, ale poka��, jak si� ta�czy”, ca�y w wypiekach, zlany stru�kami potu, z wystaw� koszuli przeznaczonej z pewno�ci� do wewn�trz spodni, obraca p�yw� kobiet� nie bacz�c na to, �e ona jest te� cz�owiekiem i mo�e co� czuje/?/. Ten obrazek pojawia si� regularnie, z niewielkimi tylko zmianami, w wi�kszo�ci pub�w i klub�w. Naoko�o siedz� spapierosiali m�odzi ludzie, pokrzywieni od narzeka�, niech�tni wysi�kom. Muzycy gimnastykuj� si� na scenkach, a tu �ciana dr�twoty. Nic tu nikogo raczej nie ruszy. A na pewno nie muzyka. W autobusie milczenie g�ste jak silikon. Oczy gdzie� za oknami. O, przepraszam, musn��em pana r�kawem, to straszne. Kto� jakby si� za�mia�? A nie, to st�kn�� stary ko� mechaniczny… W sklepie sterylnym i jasnym u�miecham si� do kasjerki, w sumie bez powodu. Ona te� nie ma powodu, wi�c si� nie od�miecha. Przypomina mi si� zdziwienie pewnej dziewczyny z Ekwadoru, kt�ra nie mog�a zrozumie� tej ciszy warszawskiej. To dzie� �a�oby? Nie, to �roda. I ludzie tak ze sob� nie pogadaj�, nie po�miej� si�, nie zata�cz�? A niby dlaczego mieliby to robi�, przecie� to Warszawa. Konie przyczepione do doro�ek, ch�opi�ta roznosz�cy gazety i kolorowe kapelusze na spacerze w stron� cukierni to takie ma�e t�sknoty romantycznego warszawiaka… A w niejednej duszy ko�acze si� fantazja, kt�ra by mog�a odsun�� w cie� wszystkie D�ejmsy Bondy. Tak by si�… tak by co�, no albo zata�czy�, krzykn��, parasol podrzuci� do g�ry! Ale nie wypada. Takie nam si� powa�ne miasto zrobi�o. A tu mi�dzy blokami, po cichutku, przygotowuje si� do startu ma�a rakieta. Drewniany, kwadratowy sklepik ocala�y nie wiedzie� czemu, ze swoimi piernikami o soczystym zapachu, prawdziwymi pomidorami i pani� Zdzisi�, kt�ra za�piewa i w poniedzia�ek. A i lumpikowi na kredyt da. �A pewnego dnia, kiedy mo�e si� jednak obudzimy i przestaniemy si� wyg�upia�, drewniana rakieta spokojnie odleci. Narazie pani Zdzisia ma jeszcze tyle�roboty… |
|
||||||||||||||||||||||||||||||||||||
| Copyright © 2004 - 2005 INTERIA.PL S.A. Wszystkie prawa zastrze�one |