![]() |
![]() |
Gitara i glosSzosty dzien w Dingle, w mojej Irlandii. Po raz kolejny. Codziennie budze sie z pytaniem w duszy, czy bedzie wialo, czy moze usmazy nas slonce. I zawsze niespodzianka. Jesli wicher od oceanu przywieje akurat szare, sklebione, welniane chmury i pada, wystarczy, ze wybiore sie na spacer w cieplych ubraniach, by za pol godziny wyszlo niemilosierne slonce i zmienilo wszystko. Mam juz spalona twarz i ramiona. Plywalismy w oceanie i, jak dzieci, dawalismy sie przewracac falom. W sumie z reszta nie mielismy wielkiego wyboru:)� Ocean kipi za oknem, owce krzycza� jak zawsze, pachnie przestrzenia... Gralismy juz trzy koncerty w okolicach Dingle, ale prawdziwa trasa zacznie sie od srody. W poniedzialek jeszcze koncert w tutejszym bardzo eleganckim kosciele przerobionym na sale koncertowa. Zaspiewam nowa w naszym repertuarze piosenke "Who knows where the time goes". Jest piekna. Sama sie wzruszam gdy spiewam:) A poza tym wszystko z naszej plyty. Little wonders (do posluchania w MUZYCE) jak zawsze wzbudza wiele emocji. Ludzie podchodza potem wzruszeni. To wazne... We srode gramy w Limerick, potem w Dublinie, Wexford, Waterford, Cork. Chyba dalej nie pamietam... Tym razem mieszkam w nowej siedzibie Jona Sandersa. Zielonym, przyczajonym na stoku domu. Kiedys bylo to schronisko. Z okien widok na zmienny ocean i pobliskie wyspy, rowniez Blasket Islands. U Jona mieszka rowniez Dave. Gitarzysta i perkusjonista z Nowej Zelandii. W poniedzialek dojedzie Tony, skrzypek z Niemiec.�� Dni tutaj to na razie chodzenie po klifach, po plazach, wieczory w miasteczku pelne muzyki, pogawedek. W domu Jon i Dave graj godzinami na gitarach, ja spiewam i czesto wychodza nam nowe, naprawde fajne rzeczy. Czasem jednak bardzo smieszne:) Raz bylismy nawet w kinie... Ale to kino.. musielibyscie to przezyc... Stare, pachnace czasem zastyglym, firanki, zaslony, stare krzesla. Przy wejsciu wita wlasciciel, siwy, w okularach, chudziutki. Przy ekranie stolik z kawa, herbata, herbatnikami... Dorosly, cichy syn wlasciciela robi herbate z mlekiem, podaje ciastka. Corka sprzedaje bilety. Kawa i herbatniki oczywiscie w cenie biletu. Wzruszylo mnie to kino bardzo. Przed filmem byla mowa, jak zawsze. Powitalna. I kilka slow o filmie. A potem�film.� Tym razem Anthony Hopkins wcielil si� w postac starego szalenca, ktory cale zycie marzy o pobiciu rekordu predkosci. Na... motocyklu. Predkosci swiata. Z�Nowej Zelandii jedzie do Stanow. W Stanie Utah sa specjalne wyscigi dla najszybszych pojazdow swiata wlasnie. Film jest madry, piekny, wzruszjacy, smieszny i mowi o niesamowitej sile marzen... Tytul "The World's Fastest Indian" (2005) Polecam. Indian to nazwa motoru. Odezwe sie znow niedlugo. Dobrych dni. :) |
|
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
| Radio • Muzyka • Fakty • Podr�e • Codziennik • Felietony • Listy • Galeria |
| Copyright © 2004 - 2007 Gosia Ko�cielniak & INTERIA.PL S.A. Wszystkie prawa zastrze�one. |