![]() |
![]() |
blondynkaMieszka�cy Londynu, w tym moja przyjaci�ka, utrzymuj�,� �e londy�ska mg�a i d�d�e to mity. T�umaczy�a mi to, gdy czekali�my na pi�trowy autobus, oczywiscie w wilgoci styczniowej m�awki:) Londyn jak to Londyn, zat�oczony, gwarny, roz�wietlony. na Traffalgar Square- akurat w ten weekend- Russian Winter... �Sztuczny �nieg wirujacy w powietrzu, bia�e p�atki ta�cz�ce nienaturalnie przed nosem, �mieszne po��czenie grzmi�cych rosyjskich ch�r�w z londy�sk� flegmatyczno�ci�. Ale i tak naj�mieszniejszy by� powr�t. Hej, co�my si� na�miali to nasze. W �Warszawie przesiadka na samolot do Krakowa. Sprawa prosta i kr�tka. Ten lot trwa nieca�e 30 min, powinien wi�c mi�o zakonczyc ten dzien przed p�noc�. Ale, jak za kazdym razem, samolot by� op�niony. Ok. Nastepny komunikat za po� godziny. Ok. Nie wiadomo, czy mozna sobie p�j��, czy juz szuka� noclegu w mro�nej stolicy, czy tkwi� tam o suchym pysku (wszak barki juz dawno zamkni�te na g�ucho).OK. Wreszcie... Tak! Wpuszczaja gawied� do autobusu lotniskowego. Zimno, drzwi otwarte silnik pracuje dla niepoznaki... Czekamy. St�oczone mi�dzynarodowe zzi�bniete towarzystwo. Po pietnastu minutach stania w autobusie stewardessa niesmia�o oglasza po cichu, ze kapitan jeszcze sprawdza, jaka jest pogoda w Krakowie. Czyli juz prawie w samolocie, ale jeszcze nie wiadomo, czy w og�le lecimy. Ok. Mija kilka minut. Kapitan zdecydowa�. Lecimy. �� Ok. Juz p�torej godziny po czasie- startujemy. Hura. Lecimy i wreszcie zni�my si� nad Krakowem. Kr��ymy, kr��ymy.. Kr��ymy. I kr��ymy. I wtedy g�os kapitana m�wi, ze� z powodu z�ych warunk�w pogodowych nie mozemy wyl�dowa� w Krakowie. I wracamy do Warszawy. Ok.� Lecimy. Gotuje sie w nas ma�y roso�ek w�ciek�osci, ale rozumiemy(staramy si� ) sytuacj�. Po kilkunastu minutach kapitan odzywa si� zn�w. Lecimy jednak do Katowic. Ok. W Katowicach, juz ko�o 2giej, za jakie� p� godziny maj� podstawi� autobus do Krakowa. Mhm. Taks�wk� docieramy do centrum. Jedyne 140 z�. Potem pozyczamy samoch�d od dobrej duszy. Ko�o 4ej juz zasypiam. Rano program w radiu. Budzi mnie po kr�tkim snie, jak co rano- kom�rkowy budzik. �sma. Ale p�no. Za p� godziny musz� wybiec do radia, program od 9ej. Wstaje... Ale... O nie... Jasna cholera! Oczywi�cie, ze zapomnia�am przestawi� zegarek z czasu londy�skiego. I oczywi�cie, ze w�a�nie�mija�a 9.00! :)) tego by�o juz�za wiele. Pewnie bym si� za�ama�a, ale nie mia�am czasu.:) Za 24 minuty, �wie�a i radosna, odezwa�am si� do Polski ze studia.� Prze�ycie polecam. Jak by�o? Ok. :) |
|
||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
|
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||
| Radio • Muzyka • Fakty • Podr�e • Codziennik • Felietony • Listy • Galeria |
| Copyright © 2004 - 2007 Gosia Ko�cielniak & INTERIA.PL S.A. Wszystkie prawa zastrze�one. |